Arsenal vs. Stoke City. Dobra passa trwa!

24 lut 2011

Sędzia: P. Walton
ARSENAL
1-0
STOKE CITY
Squillaci 8’



Arsenal kontynuuje świetną passę! Od przeszło 2 i pół miesięcy Kanonierzy nie zaznali goryczy porażki w lidze! Wczoraj wieczorem pokonaliśmy Stoke, co pozwoliło nam zbliżyć się do Manchesteru United już tylko na jeden punkt.

Teraz muszę przyznać się do popełnienia potwornego grzechu - nie obejrzałem wczorajszego meczu. Nie mogłem. Wracałem z turnieju tenisowego przez bezdroża północnej Anglii i szofer kategorycznie wykluczył możliwość przystanku w jakimś przytulnym pubie z licencją skysport. Cóż, przynajmniej udało mi się wytargować, łączoną z meczami w Champions League, relację radiową. Audycja BBC była na wysokim poziomie, nie tak barwna jak popisy Tomasza Zimocha, ale bardzo treściwa. Dodatkowo, po powrocie obejrzałem bardzo obszerne skróty meczu i przeczytałem wiele sprawozdań pomeczowych na angielskich portalach, więc jestem dobrze uzbrojony by rozsądnie opisać mecz.

Był to mecz z serii tych, które jeden, dwa lata temu Arsenal by przegrał lub zremisował. Grając poniżej swojego normalnego poziomu, Kanonierzy strzelili bramkę, solidnie bronili i nie popełnili żadnego poważnego błędu. Dokładnie takie mecze przynoszą mistrzostwo Anglii, a specjalistą od ich wygrywania jest Sir Alex Ferguson i jego orkiestra. 

Tradycyjnie, zaczęło się od szturmu piłkarzy w biało – czerwonych strojach, który przyniósł efekt już w 8 minucie. Sebastien Squillaci zdobył bramkę z rożnego. Dwie rzeczy cieszą szczególnie: 
·         Zdobyliśmy bramkę ze stałego fragmentu - nasza gra staję się coraz bardziej kompletna.
·         Strzelcem gola był Squillaci – Francuz uczynił wreszcie coś godnego odnotowania z przyczyn innych niż zawalenie meczu.

Tak, tak nasza formacja obronna spisała się bez zarzutu, co szczególnie cieszy właśnie w przypadku doświadczonego Francuza, który ostatnio prezentował się gorzej niż mizernie. W trudnych momentach drugiej połowy, jego współpraca z Djourou była wzorcowa. Warto odnotować też dobrą grę Bendtnera w drugim meczu z rzędu. Miał duży udział przy bramce i generalnie godnie zastąpił RvP. Poniżej oczekiwań zaprezentował się za to Nasri, który ciągle walczy o powrót do swojego niezwykle wysokiego poziomu z przed kontuzji. Wczoraj nie stworzył kolegom żadnej sytuacji, a sam też nie nękał bramkarza rywali. 

Co do negatywów to są dwa – Walcott i Fabregas. Nie chodzi bynajmniej o złą grę, ale o to, że znów przytrafiły im się kontuzje. Wenger twierdzi, że to niczyja winna, ja jednak bym zastanowił się nad pracą zespołu medycznego. Kontuzja Walcotta to rzeczywiście przypadek – niefortunne zderzenia z obrońcą, na które nic nie można poradzić. Za to Fabregas już po raz enty zmaga się z naciągnięciem mięśnia. Są chyba jakieś metody, żeby ograniczyć tego typu zdarzenia, bo ich powtarzalność zatrważa. Na szczęście, z wstępnych analiz w obu przypadkach nie zanosi się na długofalowe absencje, ale potwierdzić  tą tezę będzie można dopiero dziś, po konferencji Wengera. Tak czy siak, obaj zacni panowie raczej nie wybiegną na perfekcyjnie równą murawę Wembley.

Ciesząc się z ciężko wywalczonego zwycięstwa już ekscytuję się na myśl o niedzielnym popołudniu. Duża szanse, że po raz kolejny będzie można zobaczyć Kanonierów unoszących trofeum!







0 komentarze:

Prześlij komentarz

Followers