Arsenal vs. Leyton Orient 5-0, spóźniony wynik.

3 mar 2011

Sędzia: L.Mason
ARSENAL
5-0
LEYTON ORIENT
Chamack 18’         Bendtner 30’, 43’, 62’ Clichy 75’      





Arsenal spóźnił się z takim wynikiem o 3 dni. Trzeba się jednak cieszyć, że piłkarze podnieśli się po porażce na Wembley i są dalej w boju o to, żeby na ten wspaniały stadion w tym sezonie jeszcze powrócić. Sen Leyton Orient się skończył, ale w moich oczach ten niewielki klub pozostawił bardzo dobre wrażenie.

Arsene Wenger wystawił w pierwszej jedenastce tylko jednego zawodnika, który był w niej również w niedzielę – Tomasa Rosickiego. Oczywiście nie kierował się przy tym wyborze formą piłkarską, a jedynie dał odpocząć kluczowym graczom w relatywnie łatwiejszym i mniej istotnym pojedynku, wszak w nadchodzących dniach czeka nas arcyważny mecz ligowy z Sunderlandem i rewanż z Barceloną w Lidze Mistrzów. Do Rosickiego słowo kluczowy pasuje mniej więcej tak jak, do Bernarda Madoffa – uczciwy. Kapitan reprezentacji Czech zawodzi w tym sezonie na całej linii, a błysku i polotu brakuje mu nawet na tle zespół trzecioligowych…

Na szczęście inny piłkarz, który nigdy nie był moim faworytem – Nicklas Bendtner, poczyna sobie ostatnio bardzo zuchwale. Nie tylko zdobył pierwszego od 18 lat hat-tricka dla Arsenalu w Pucharze Anglii, ale wyraźnie ograniczył to, co w jego grze najbardziej irytuje, czyli żałosne straty. Z gracza, który kojarzył mi się z Rasiakiem, co raz bardziej zmienia się w kogoś przypominającego, bo ja wiem, Nkwankwo Kanu. To niezwykle ważne dla Wengera i wszystkich Kanonierów, gdyż przez minimum trzy tygodnie pauzować będzie Robin Van Perise i to właśnie Bendtner będzie jego zastępcą. 

Na koniec kilka słów o kontuzjach. Będąc fanem Arsenalu od wielu lat, przyzwyczaiłem się już do częstych kontuzji kluczowych graczy. Oto bowiem zbliża się najważniejszy fragment sezonu, a my jesteśmy bez Walcotta, Fabregasa (są szanse, że zagra z Barcą) i Van Persiego, czyli absolutnego cream de la cream ekipy Kanonierów. Nie wspominając już o najlepszym obrońcy w zespole – Thomasie Vermaelenie, który w tym sezonie zagrał raz… W jednym z poprzednich wpisów wspomniałem o słabym sztabie medycznym i nadal będę się upierał, że coś tu nie gra. Powtarzające się kontuzje mięśniowe i naciągnięcia to jest coś czemu chyba można zaradzić?! Weźmy przykład Barcelony, która prezentując podobny styl gry, nie użera się co chwila z kontuzjami Messiego, Villi czy Iniesty. Na angielskim podwórku (niektórzy mogą powiedzieć, że w Premiership gra się intensywniej niż w Primera Divsion – co z resztą jest prawdą) Man United czy Chelsea nie mają tylu problemów z urazami. Czerwone Diabły mają długą listę nieobecnych, ale nie przypominam sobie okresu, żeby musieli radzić sobie na raz bez Rooneya, Naniego i Berbatova.

Podsumowując, w sobotę Sunderland, a we wtorek Barca - pokażmy charakter i utrzyjmy nosa krytykom!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Followers